psychopaci, popkultura i ciastka

środa, 6 maja 2015



Ile filmów (a właściwie ich scenarzystów), tyle różnych podejść do krwi. Jedni chcą szokować, inni malują przed nami artystyczne wizje. W horrorach Hammera krew jest wręcz jaskrawa, rzuca się w oczy i "świeci" na tle mrocznej scenografii. U Tarantino tryska na wszystkie strony, jak z fontanny - jest przerysowana, ale efektowna i co najważniejsze doskonale odzwierciedla dynamikę i dramaturgię jego filmów. W slasherach natomiast ma nas brzydzić i oddawać chore okrucieństwo psychopatów.

Od dziecka uwielbiam krwawe, ale dobrze pomyślane sceny. Niekoniecznie takie, gdzie krwawa posoka leje się litrami i tryska wszędzie bez umiaru i bez celu (zbyt często wychodzą karykaturalnie i tylko ośmieszają cały film). Dziś zamierzam podzielić się z Wami moją subiektywną listą scen z krwią w roli głównej. Być może z wieloma typami się nie zgodzicie, lub zdziwi Was nieobecność niektórych klasyków, takich jak końcowa scena z "Carry", czy prysznicowa scena z "Psychozy". Powiem tak - liczba miejsc była ograniczona. Niestety musiałam wybierać.

10. "Już ja cię położę!" (z Wywiadu z Wampirem)

Wywiad z Wampirem oglądałam w dość młodym wieku. Dziś, gdy analizuję ten moment filmu, również go doceniam. Nie tylko ze względu na to, że jest interesującym fragmentem w fabule i w ciekawy sposób przerywa "sielankowe" życie trójki wampirów. Przede wszystkim doceniam wykonanie owej sceny. Początkowa uroczość i lekkość momentu jest ładnie skontrastowana ze wzmagającym się gniewem. Muzyka dramatycznie przyspiesza bicie serca widza, a kałuża krwi płynąca po dywanie i drobne stópki odsuwającej się przed nią Claudii, która nagle znów zachowuje się jak małe dziecko (mimo, że przed chwilą z uśmiechem na ustach popełniała zbrodnię), sprawiają, że jest to jedna z lepiej zapamiętanych przeze mnie scen z podrzynaniem gardła. A przecież widziałam ich już tak wiele...


9. Tak bardzo krwawy i rzeczywisty koszmar (z Koszmaru z ulicy Wiązów)

Śmierć Tiny pewnie by mnie nie obeszła, gdyby cała była w konwencji ucieczki, ale nastał  ten wspaniały moment na łóżku. Istne krwawe opętanie. Wrzaski i nawoływania. Prześcieradło całe w szkarłacie... Nic bym do tego nie dodała i nic bym nie odjęła. Tina jako pierwsza ofiara demona ze snów jest całkowicie wiarygodna. 

W ogóle pierwszy Koszmar z ulicy Wiązów wydaje mi się dużo bardziej kreatywny w budowaniu napięcia krwawych scen niż wersja z 2010. Bardzo ładnie się zestarzał, a jego efekty pozostały mi w pamięci, mimo iż oglądałam go ostatni raz dobre kilka lat temu.


8. Na kawałki i w kostkę (z Cube)

Pierwszy "Cube" był thrillerem rewolucyjnym w swej prostocie. Od początku do końca trzymał w napięciu, mimo dość prostego założenia fabularnego i pozostawiał po sobie to przyjemne uczucie niepokoju, które miewam po każdym dobrym filmie grozy. Mnie kupił od razu sceną otwierającą - cichą i niepokojącą, z tylko jednym bohaterem, po którym nawet za specjalnie nie widać było paniki. Mimo to, od początku czuć było, że zaraz coś się wydarzy i człowiek czekał w napięciu co też scenarzysta wymyślił.

Cisza i małe pokoje w różnych kolorach i nagle trach. Kilka sekund w których wydaje się, że w sumie nic się jeszcze nie stało, a potem... krew.

7. Z wdziękiem wirtuoza (z Milczenia Owiec)

Scena kultowa, bo i sama postać Hannibala Lectera na stałe wpisała się do popkultury i co raz zaznacza swoją obecność. Samej krwi nie jest tu znowu aż tak wiele i według mnie oszczędność się opłaca, ba, jest nawet dość symboliczna. Podkreśla okrucieństwo, ale nie ośmiesza całej sceny, nie sprawia, że staje się nienaturalna i przerysowana, jak to w niektórych scenach mordu bywa. A łatwo tu było przedobrzyć, bo mieliśmy już muzykę klasyczną dla kontrastu. Wszystkiego jest jednak w sam raz, a końcówka w rytmach wariacji Bacha jest nie do zapomnienia. 


6. Pif paf sukinsyny (z Django)

Scena strzelaniny z Django ujęła mnie za serce. Fontanny krwi, rozbryzgi na ścianach, cała ta krwawa przesada z przekleństwami i jękami w tle oraz szelmowską muzyką wchodzącą w trakcie sprawiły, że film był dla mnie jeszcze większą rozrywką. Przerysowanie doprowadziło do tego, że krwawa masakra wydawała mi się odnaturalniona i jakaś taka bajkowa, co pasowało wspaniale do konwencji filmu i jego dynamiki. Połączenie kolorów w sepii i jasnej czerwieni oraz efekty dźwiękowe takie, jak plusk krwi przypomniały mi kreskówki o dzikim zachodzie i podbiły moje serce. 


5. Uwaga! Leci! (z American Psycho)

Doskonała scena - od pierwszych plam na pościeli, po spadającą piłę. Sterylne, jasne pomieszczenia, nie przeszkadzająca akcji muzyka i echo pustych pokoi plus jasna, czerwona krew na martwych (i żywych) ciałach. Wszystko doskonale skomponowane, łącznie z ostatnim momentem, gdy w ciszy, pozostawieni sobie patrzymy jak z bohaterki uchodzi życie. 

 

4. Przyjaciel w kawałkach (z Człowieka z Blizną)


Jak już mówimy o piłach, to nie mogło tu zabraknąć tej sceny. Wiem, że wielu z Was zdziwi mój wybór. Część zapyta: czemu nie cholerne "Say hallo to my little friend"? A no temu, że tamta scena jest praktycznie sucha i krwi w niej jest tyle co kot napłakał. Owszem spadające ciało Tonny'ego barwi nam basen na czerwono, a sama strzelanina jest iście epicka, jednak to scenę cięcia piłą pod prysznicem zapamiętałam z tego filmu dużo bardziej. Była "przyjemnie" okrutna i krwawa, pełna niemego strachu i obrzydzenia, które przez kilka kolejnych nocy prześladowało mnie w snach i nie dawało o sobie zapomnieć.

Wybaczcie skojarzenie, ale naszła mnie mała dygresja. Jak to jest, że tak dużo kultowych krwawych scen dzieje się w łazienkach? Czyżby z powodu białych kafelków i tych plastikowych, prześwitujących zasłon? A może to  Psychoza Hitchcocka wyznaczyła ten trend?


3. Morze krwi (z Lśnienia)

Fanką Lśnienia w reżyserii Cubrika nie jestem. Oglądałam je po raz pierwszy już jako dorosła osoba i mnie nie porwało. Owszem, miało swoje momenty, ale (tak, tu nadchodzi niepopularna opinia) było potwornie nudne, a niektóre elementy wydawały mi się wręcz komiczne. Jest tylko jeden fragment filmu, do którego lubię wracać i nie, nie jest to scena gonitwy z siekierą, to moment z krwią wylewającą się z windy. Prawdziwie artystyczna fala krwi porywająca meble, ukraszona oszczędną muzyką. Tak, to zostało w moim sercu.
.


2. Kończyny! Kończyny wszędzie! (z Martwicy Mózgu)


Może nie wiecie, ale scena mordu zombiech za pomocą kosiarki przeszła do historii jako ta, gdzie zużyto najwięcej sztucznej krwi. Po obejrzeniu tej "radosnej" masakry muszę przyznać, że TO WIDAĆ. Cały film obejrzałam tylko dlatego, że polecono mi tę scenę i nie żałuję, bo bawiłam się przednio. Martwica mózgu świetnie bawi się efektami specjalnymi i konwencją. Jak na dość starą już produkcję (a do tego horrorową komedię) spisuje się znacznie lepiej od wielu swoich następców. 

Jako ciekawostkę powiem Wam, że w wielu kinach do seansu dołączano torebki na wymioty. Jak sadzicie - słusznie? 


1. Animowana krew (z Kill Billa)

Powiem tak, nie byłabym sobą, gdybym nie dała Tarantino pierwszego miejsca i choć pewnie niewielu z Was spodziewało się w tym zestawieniu animacji (a na pewno nie tak wysoko), to postanowiłam zaryzykować. Szczerze mówiąc, nie mam wiele na swoją obronę. Po prostu kocham ten fragment za piękną kreskę, cudowną muzykę, która idealnie pasuje do całości i tą charakterystyczną tarantinowską przesadę. W animowanym rozdziale Kill Billa widzę też masę zwyczajnie estetycznie pięknych konceptów.  I jeśli Was nie ujmuje tryskająca rysunkowa krew, łóżko przeciekające szkarłatem i nogi odrywane za pomocą jednego strzału, to się zwyczajnie nie znacie. 




0 komentarze:

Prześlij komentarz

Dziękuję za pozostawienie komentarza. Twoje zdanie bardzo się dla mnie liczy, nawet jeśli różni się od mojego.

Popularne Posty

Obsługiwane przez usługę Blogger.