psychopaci, popkultura i ciastka

poniedziałek, 4 maja 2015



Praktycznie wychowałam się na Czarodziejce z Księżyca. Towarzyszyła mi przez większość mojego dzieciństwa i spoglądam na serial z 1992 roku z wielkim sentymentem. Wyobraźcie sobie jak moje nostalgiczne ja ucieszyło się z rebootu i nowej, jak ją reklamowano - lepszej (i bardziej wiernej mandze) wersji znanych przygód Czarodziejek. Niestety moja miłość do Sailor Moon została wystawiona na ciężką próbę, bo Sailor Moon Crystal to, jak do tej pory, wielka klapa.

Pierwsze zapowiedzi i zdjęcia kadrów wydawały się obiecujące. Bardziej szczegółowa kreska i "poważne" podejście do materiału źródłowego miało być alternatywą dla mocno już postarzałej pierwszej serii Sailor Moon. Niestety już pierwszy odcinek nowego anime okazał się zrobiony po prostu źle, nowa bardziej, zbliżona do mangowej, kreska była pełna niedociągnięć, a muzyka i scenariusz pozostawiały wiele do życzenia. 

Po obejrzeniu 21 odcinków Sailor Moon Crystal mogę z ręką na sercu powiedzieć - to nie jest dobry reboot serii o Czarodziejkach. To nawet samo w sobie nie jest dobrym serialem.


Leniwe rysowanie postaci

Jak już mówiłam pierwsze kadry z serialu wydawały się obiecujące. Dopracowane twarze, szczegółowe stroje, lepiej zrobiona mimika. Niestety po obejrzeniu kilku pierwszych epizodów miałam o tym już zupełnie inne zdanie. Dlaczego? A no większość postaci zatraciła swój wiek. Matka Usagi przestała wyglądać jak jej matka, a zaczęła prezentować się raczej jak siostra. Królowa Beryl też nagle przerodziła się w nastolatkę. 

Na dodatek im dłużej oglądałam tę serię, tym bardziej widziałam takie niedociągnięcia jak zmaganie się z proporcjonalnością postaci, która zmieniała się co i raz. Sylwetki raz były chudsze, raz grubsze. 


Dobijał mnie Mamoru, któremu w dziwnych miejscach zginały się nogi (kolana zdają się ciągle zmieniać miejsce - serio, przyjrzyjcie się wszelkim scenom siadania). Na dodatek jego twarz ciągle miała inny kształt, jakby rysownicy nie potrafili się zdecydować na to, co właściwie rysują. Pod tym względem klasyczna Sailor Moon z 1992 roku była chociaż konsekwentna. 

 



Dostaliśmy też całą masę zezów i niedorobionych grymasów. Nie przeszkadzałoby mi to pewnie tak strasznie, gdyby nie fakt, że nowe anime promowało się jako te lepsze, poważniejsze i bardziej dopracowane niż wcześniejsza wersja.

Interakcje fizyczne między postaciami też w wielu odcinkach leżały i kwiczały.  Przytulenia i pocałunki wyglądały dziwnie niezręcznie. Ataki też wypadały różnie. Zwykle nie były tą samą animacją pokazywaną w kółko (co byłoby dużym plusem), ale wiecie co? Tęsknie za tym elementem w Sailor Moon. Kiedy patrzę na Taxido i jego "La Smoking Bomber" śmiać mi się chce. Za każdym razem animacja tego ataku jest coraz mniej dopracowana, a kończyny postaci bardziej drętwe i patyczaste. Zupełnie tak, jakby ktoś pomyślał sobie: "hej, nikomu się przecież nie będzie chciało patrzeć na wygibasy faceta". Fakt, nie chce mi się na to patrzeć, bo z odcinka na odcinek wygląda to coraz bardziej żałośnie.

Jak już mowa o lenistwie, to może Wy mi wytłumaczycie - co toto jest? 



Czy tak trudno było narysować w tych kilku screenach twarze postaci? Przecież one się nawet nie poruszają! To nie byłby żaden wielki wysiłek, szczególnie, że tła i stroje nie są wcale uproszczone. Widzimy każdy kosmyk włosów Usagi. Komuś chciało się rysować marszczenia jej sukienki i detale na kwiatach, ale narysowanie twarzy go przerosło? Uczynienie postaci czarnymi plamami zepsuło cały efekt tych uroczych i pastelowych screencapsów, które stały się zwyczajnie niechlujne i brzydkie.

Te okropne CGI...

Chodzi mi tu przede wszystkim o sceny transformacji. W innych momentach nawet nieźle udało się zamaskować przejścia między animacją komputerową, a typową kreską anime. Najgorzej prezentuje się oczywiście scena przemiany Usagi, która jest tak żałośnie brzydka i odstająca od czegokolwiek, że aż oczy bolą. Inne czarodziejki jeszcze jakoś dają radę. W scenie zmiany Rei w Sailor Mars lub Amy w Sailor Mercury przynajmniej jest co animować i czemu nadawać efekt 3D. Choć ładny wygląd płomieni i kropelek wody nadal ma się trochę jak pięść do nosa w połączeniu z kreską anime.



Dzięki Bogu ktoś się postarał byśmy w późniejszych odcinkach Sailor Moon Crystal jak najrzadziej widzieli ten syf. Co nie zmienia faktu, że i tak robi się niedobrze, gdy ni z gruchy, ni z pietruchy dostajemy tym po oczach.


 
(Kto u licha zdecydował, że to... jest lepsze niż to?)


Muzyka ni przypiął, ni wypiął

Mój kolejny zarzut, odnosi się do muzyki, która zamiast budować napięcie scen, często je ośmiesza. Przypominają mi się chóry kościelne w pierwszym odcinku i powiewająca peleryna Taxido. Ten patos... Nie, żeby w produkcji tego typu patos był całkowicie zbędny, ale nie musimy go dostawać za każdym razem, gdy zjawia się gość w smokingu lub czarodziejka rzuca w potwora tiarą.

Niestety brakuje mi starej, dobrej oprawy muzycznej Sailor Moon. Do tej pory mam w telefonie melodie z soundtracku, grane na skrzypcach przez Vanessę Mae. La La La Song budzi mnie rano od kilku lat. 


Te melodie były godne zapamiętania, pełne dramatyzmu i uroku. Nie były plastikowymi utworkami na odwal i do tej pory słucha się ich z wielką przyjemnością. Nie wiem jak Was, ale mnie Moon Pride zupełnie nie porusza i nie nastraja klimatycznie przed nowym odcinkiem. A chóralne śpiewy w scenach rzucania tiarą, czy przemiany są bardziej komiczne i denerwujące, niż nadające klimatu. Nie ma w tym tej dawnej radości i zabawy. 


Zbyt dosłowna adaptacja i... nuda

Kiedy po raz pierwszy usłyszałam, że seria Crystal będzie wierniejsza mandze Naoko Takeuchi nawet się ucieszyłam. Dla mnie oznaczało to mniej odcinków zapychaczy, spójniejszą historię i mniej proceduralną strukturę. Otóż dla twórców Sailor Moon Crystal oznaczało to niestety więcej przestojów w fabule, drętwych rozmów (dialogi nigdy nie były mocną stroną tej mangi...) i odcinków, gdzie nie dzieje się praktycznie nic, bo toczy się dyskusja w podziemnej bazie Luny i Artemisa, albo Usagi cały dzień płacze w poduszkę.

Coś chyba  poszło  nie tak. Ja już wolałam toporne sceny komediowe w Sailor Moon z 1992 roku. One przynajmniej zapełniały czas pomiędzy jedną epicką walką o miłość i sprawiedliwość, a drugą. W serii Crystal albo się nudzę, albo znów nie mogę złapać oddechu bo tyle dzieje się na raz. Poszło to zdecydowanie w nieodpowiednią stronę.

A wy? Jakie macie zarzuty względem rebootu Czarodziejki z Księżyca? Może chcielibyście ją obronić? Podzielcie się swoim zdaniem, chętnie podyskutuję na ten temat szerzej.





0 komentarze:

Prześlij komentarz

Dziękuję za pozostawienie komentarza. Twoje zdanie bardzo się dla mnie liczy, nawet jeśli różni się od mojego.

Popularne Posty

Obsługiwane przez usługę Blogger.