psychopaci, popkultura i ciastka

niedziela, 3 maja 2015



... nie istnieje i mimo możliwości jakie niesie teoria względności Einsteina, zapewne nie zostanie zbudowany.  W przeciwnym razie każdy z nas mógłby porozmawiać z podróżnikiem
w czasie, który akurat odwiedził rok 2015. Jest  jednak pewien sposób by skontaktować się ze sobą z przyszłości. I nie trzeba do tego skomplikowanych obliczeń ani szalonych naukowców
...

Przyznaję, jestem bałaganiarą. I to z tych najgorszych, co to tłumaczą się, że lubią uporządkowany chaos. Przychodzi jednak taki dzień, kiedy każdy szanujący się bałaganiarz przeklina swój brak porządku.

W moim przypadku był to dzień poszukiwania nieszczęsnej faktury. Nie pamiętam już nawet co to była za faktura i czy ją w końcu znalazłam. Pamiętam za to setki fruwających karteczek i moją wściekłość narastającą wprost proporcjonalnie do sterty rzeczy wyrzuconych z szafek i szuflad. Jak to mówią − diabeł ogonem nakrył i nawet święty Antoni zdawał się być obojętny.
 I wtedy ,,to” znalazłam - pojedynczą kartkę zapisaną kolorową kredką, którą nieomal bym przegapiła. W pierwszym odruchu chciałam ją zgnieść i wyrzucić, ale przeczytałam jedno ze zdań i oniemiałam. Był to list. List, który napisałam do dwudziestoletniej siebie jako dziecko.
Początek listu był bardzo oficjalny, przypominał trochę podanie, najwyraźniej czułam respekt przed moją dorosłą wersją. ,,Szanowna Magdo, Co u Ciebie? Brat Cię już tak nie wkurza? Pewnie wciąż jesteś fajna i ekstra. Masz długie włosy, nosisz wysokie obcasy jak babcia i masz już córeczkę. Córeczki są najfajniejsze. Pewnie bardzo dużo zarabiasz jako sławna pisarką ”.


W dalszej części listu kilkuletnia wersja mnie opisywała jak spędza wakacje, wyrażała nadzieję, że wciąż przyjeżdżam latem do babci na całe miesiące i pamiętam smak gumy do żucia ze sklepiku szkolnego. Rzeczywiście pamiętam - była paskudna, ale zawsze dawali do niej naklejki.
Kiedy jest się dzieckiem dwudziestoparolatkowie wydają się strasznie starzy, ale mimo to człowieka ciągnie do dorosłości. Dziewczynki mierzą mamine sukienki i buty, w sekrecie podbierają siostrom kosmetyki i krzywo malują usta czerwoną szminką, która jest dla nich symbolem kobiecości. Chłopcy koniecznie chcą usiąść za kółkiem samochodu, potrzymać kierownicę i włączyć wycieraczki, chodzić z teczką do pracy, lub jak było w przypadku mojego braciszka nosić na okrągło "spodnie robotnika", jak tatuś.

Pamiętam zabawy w dorosłych, gdzie udając palenie papierosów, trzymało się w ustach słone paluszki, lub czytało ulotki, tak jak rodzice czytają gazety. Pamiętam nawet jak z koleżanką marzyłyśmy o skorzystaniu z bankomatu, włożeniu w odpowiedni otwór błyszczącej karty i patrzeniu jak maszyna wypluwa pieniądze. Świat dorosłych wydawał się wtedy taki prosty i oszałamiający.
Ciekawe, czy gdyby moja młodsza wersja mogła zobaczyć teraz tą dwudziestokilkuletnią byłaby bardzo zawiedziona. Przecież zupełnie inaczej wyobrażała sobie swoje życie. Nie napisałam jak dotąd bestsellera (i jestem prawie pewna, że nawet gdybym to zrobiła, nie zarobiłabym wcale tak dużo pieniędzy), nie mam męża i dzieci, i nie spędzam każdego lata u babci. Wprawdzie noszę szpilki i  moje włosy są dłuższe niż kiedykolwiek, ale czy to się w ogóle liczy?



W jednym z moich ulubionych filmów z dzieciństwa, Powrocie do przyszłości II główny bohater, Marty McFly dzięki znajomości z szalonym naukowcem ma możliwość przeniesienia się w przyszłość i zobaczenia siebie jako czterdziestolatka. Nastoletni Marty chce być muzykiem,  nie wyobraża sobie życia bez gry na gitarze. A jednak jego przyszłość okazuje się nie być taka kolorowa. Stał się szeregowym pracownikiem jakiejś firmy, na dodatek takim, który właśnie stracił pracę i boryka się z problemami.

Ciekawie byłoby wsiąść do latającego deloreana, wehikułu czasu skonstruowanego przez doktorka Browna i polecieć w przyszłość. Zerknąć przez chwilę na swoje przyszłe życie, przyjrzeć się czterdziestoletniemu sobie i wyciągnąć wnioski. Fakt, ryzyko jest spore. Istnieje duża szansa na zaburzenie continuum czasoprzestrzennego i eksplozję wszechświata. Może już lepiej wybrać przeszłość - odwiedzić Galileusza, Mozarta, albo Marylin Monroe?

Pamiętam słynną scenę wykonania piosenki Diamonds are a Girl's Best Friend z filmu Mężczyźni wolą blondynki. Jako mała dziewczynka widziałam ten film i zachwycałam się gigantyczną kokardą przy różowej sukience Marylin. Zabawne − diamenty nawet nie zwróciły mojej uwagi. 

I znowu wracamy do symboli kobiecości i dorosłości. Dziś uznałabym tę sukienkę za zupełnie niestosowną  (infantylny kolor i ta kokarda), nienadającą się za bardzo dla dorosłej kobiety. Ale wtedy, jako dziecko wyobrażałam sobie poważną siebie właśnie w takiej kreacji, wśród gentlemanów w garniturach, kroczącą jak afrodyta po wysokich schodach.


A jak wyobrażam sobie czterdziestoletnią siebie dzisiaj? Może trochę jak Meryl Streep z filmu Mamma mia. Mam nadzieję, że nie będę nosić ogrodniczek i zastanawiać się nad tożsamością ojca mojej córki, ale chętnie pośpiewałabym piosenki Abby. 

Wehikuł czasu nie istnieje i mimo możliwości jakie niesie teoria względności Einsteina, zapewne nie zostanie zbudowany. W przeciwnym razie każdy z nas mógłby porozmawiać z podróżnikiem w czasie, który akurat odwiedził rok 2015. Jest  jednak pewien sposób by skontaktować się ze sobą z przyszłości. I nie trzeba do tego skomplikowanych obliczeń ani szalonych naukowców. Wystarczy kartka papieru.


Tamtego wieczora, gdy już dałam sobie spokój z  poszukiwaniami zaginionej faktury, usiadłam spokojnie przy biurku, wyjęłam ulubione pióro i zaczęłam pisać list do czterdziestoletniej siebie. Rozpoczęłam go dość oficjalnie, prawie jakbym pisała podanie, czując respekt, przed swoją doroślejszą wersją. 

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Dziękuję za pozostawienie komentarza. Twoje zdanie bardzo się dla mnie liczy, nawet jeśli różni się od mojego.

Popularne Posty

Obsługiwane przez usługę Blogger.