psychopaci, popkultura i ciastka

poniedziałek, 18 maja 2015


Dwa seriale, nieśmiertelny bohater, zagadki kryminalne, współczesność wielkiego miasta z historią w tle i ten sam smutny koniec - zaprzestanie kontynuowania po pierwszym sezonie. Dlaczego Detektyw Amsterdam (tytuł oryginalny: New Amsterdam) i Forever skończyły marnie? Czy to przez swoje podobieństwa do Amsterdama Forever podzielił jego smutny los? Przyjrzymy się dziś im obu i spróbujemy odpowiedzieć nie tylko na powyższe pytania, ale przede wszystkim na to najistotniejsze - który z seriali jest lepszy?

To jak? Zawodnicy gotowi? Widownia szaleje? W takim razie miecze w dłoń i do boju! I nie musicie się martwić, jeśli któregoś z seriali jeszcze nie widzieliście - tekst pozbawiony jest kluczowych dla akcji spoilerów. Staram się nikomu nie popsuć zabawy. 

(Tak, wiem, że to nie ten serial, po prostu nie mogłam się powstrzymać ^^)

Runda I: Fabuła


Mamy do czynienia z dwoma serialami proceduralnymi o temacie kryminalnym, o czym, mam wrażenie, w kontekście romantycznego Amsterdama często się zapomina. Oba seriale skupiają się na tragizmie nieśmiertelności i "poszukiwaniu" śmierci przez głównego bohatera. Forever jednak znacznie bardziej rozbudowuje kryminalny aspekt opowieści, podczas gdy Detektyw Amsterdam to raczej historia miłosna, podejmująca przy okazji również tematy społeczne i historyczne. Oba podejścia do fabuły są słuszne, pytanie - który serial opowiada nam swoją historię ciekawiej, spójniej i lepiej?


Na fabułę Detektywa Amsterdama, wyprodukowanego w 2008 roku przez Fox, składa się zaledwie osiem odcinków, za to stworzone przez ABC Forever to opowieść złożona aż z dwudziestu dwóch epizodów. Teoretycznie więc historia opowiadana przez scenarzystów Amsterdama powinna oglądać się lepiej i szybciej, bez zbędnych dłużyzn. W końcu fabuła nie miała zbyt dużo czasu, by się rozwlec, prawda? O dziwo, tak nie do końca jest i w pewnym momencie zwalniające tempo serialu zaczyna naprawdę męczyć. Po dobrych wstępnych odcinkach fabuła Amsterdama ślimaczy się i wałkuje ciągle ten sam temat. Serial przestaje zaskakiwać, co w zrozumiały sposób powoduje zniechęcenie u widza.

Inaczej jest w przypadku Forever, gdzie historia rozwija się w prawdzie wolniej (mamy większą ilość odcinków fillerów), ale gdy już dochodzi do punktów kulminacyjnych bardzo dobrze trzyma napięcie. Amsterdam niestety skupia się zbyt mocno na wątku romansowym, przez co cierpią inne aspekty historii. Dobrą stroną scenariusza Forever jest to, że próbuje on rozwijać warstwę kryminalno-zagadkową, ale nie kosztem reszty fabuły. Wciąż dostajemy bardzo ładnie prowadzony wątek relacji ojciec-syn, a postacie znane nam wyłącznie z komisariatu nabierają kolorów.

Dobrym ruchem scenarzystów Forever było pociągniecie tematu igrania ze śmiercią i  analizowania jej. Zagadka nieśmiertelności nie jest od początku wyjaśniona i to daje pole do wprowadzenia nowego wątku, który Amsterdamowi był raczej obcy. Dużym plusem Forever jest też postawienie głównego bohatera naprzeciw antagonisty, kryjącego się za tajemniczymi telefonami. Bardzo ładnie nadaje to ton serii i sprawia, że widz z niecierpliwością wyczekuje rozwiązania tego wątku. 


Wygląda na to, że mamy nokaut? A no nie... Opadające napięcie w Amsterdamie, nie zmienia faktu, że - jeśli chodzi o  klimat i prowadzenie fabuły - serial ten jest w moich oczach produkcją dużo bardziej ujmującą i znacznie konsekwentniejszą w tonie niż Forever. Serial Detektyw Amsterdam od początku wie czym jest i prowadzi nas przez losy bohatera, nie zbaczając ze swoich założeń. To, że ton obrany przez scenarzystów prowadzi w znacznej mierze do opadu emocji i lekkiego znużenia to prawda, ale zachowana jest przynajmniej konsekwencja i oryginalność historii. Oczywiście smuci mnie zbyt szybkie rozwiązanie wątku miłosnego Johna z panią doktor. Daje to jednak pierwszej (i jedynej) serii Amsterdama pewnego rodzaju klamrę zamykającą i w ostatecznym rozrachunku nie jest najgorszym wyjściem. 

Forever  bywa za to miejscami nieco za bardzo poszatkowany, jakby twórcy sami jeszcze nie do końca wiedzieli co chcą stworzyć. Mamy skupienie na akcji kryminalnej, ale i elementy społeczne i historyczne, które nie zawsze pasują do tonu opowieści. Czasem fabuła pędzi na złamanie karku, a czasem zwalnia i wręcz się ślamazarzy. Serial czerpie też ze zbyt wielu źródeł i nie jest aż tak oryginalny na tle obecnych produkcji telewizyjnych. Za bardzo upodabnia się w konwencji do dziesiątek innych proceduralni, jakie mamy teraz na rynku i to jest jego główna wada, bo w przeciwieństwie do Amsterdama fabularnie nie pokazuje nic nowego.


Muszę przyznać, że choć Detektyw Amsterdam  to produkcja dużo starsza niż Forever, to dużo mądrzej skupiająca się od początku do końca na swoim własnym pomyśle i konsekwentnie buduje klimat. W Forever tego najbardziej mi brakuje, czasem jak go oglądam mam jakby przebłyski innych seriali począwszy od Elementary, poprzez Mentalistę, aż do Bones (i samego Detektywa Amsterdama oczywiście).

Trudno mi więc wybrać jednogłośnego zwycięzcę pierwszej rundy, bo jak by na to nie patrzeć - Forever uczy się na błędach Amsterdama wprowadzając między innymi ciekawego antagonistę, czy nie skupiając się za nadto na historycznych i społecznych akcentach, które zwalniają akcję. Z drugiej strony nie wyróżnia się zupełnie na tle całej masy innych seriali, a wręcz je kopiuje.

Myślę, że tym razem mamy remis...



Runda II: Główny bohater i klątwa nieśmiertelności

John Amsterdam, grany przez Nikolaja Costera-Waldau, to bardzo przyjemny bohater. Uczuciowy i emocjonalny, ale za razem nieustępliwy i skłonny do ryzyka. Do tego nie bez wad - jest "kochliwy" i jest byłym alkoholikiem.Poznajemy go podczas codziennego dnia pracy dla wydziału zabójstw (gdzie nie wyróżnia się jakoś strasznie na tle innych detektywów) i szybko poznajemy jego wielką tajemnicę związaną z nieśmiertelnością. Sekretem stanu w jakim John się znalazł jest zaklęcie wypowiedziane, przez uratowaną przez niego Indiankę, które sprawiło, że nie może się zestarzeć ani umrzeć zanim nie znajdzie bratniej duszy. Brzmi romantycznie prawda? Długowieczność oczywiście okazuje się niezłym przekleństwem, a John próbuje sobie z nią radzić jak może, szukając swojej drugiej połówki na zmianę z wątpieniem, że kiedykolwiek ją znajdzie i rozpaczaniem po utracie kolejnych bliskich, których miał okazje przeżyć.



Scenarzyści Detektywa Amsterdama bardzo dobrze poradzili sobie z nakreśleniem głównej postaci, której zachowanie jest w pełni logiczne i wzbudzające sympatię. Do tego John nie jest ani trochę nadęty i nie pozuje na osobę ciekawszą i mądrzejszą niż każdy inny mieszkaniec Nowego Jorku. Całkiem nieźle stara się wtapiać w tło, co nie znaczy, że nie korzysta ze swej inteligencji i wieloletniego doświadczenia.

Doktor Henry Morgan, to zupełnie inna sprawa... Nakreślony przez scenarzystów Forever bohater zdaje się wręcz emanować innością - począwszy od akcentu, postawy, czy chodu, a skończywszy na przesiadywaniu wśród starych przedmiotów i manifestowaniu swojego innego podejścia do życia. Taki ktoś od razu zwróciłby uwagę na ulicy i nie zrozumcie mnie źle, nie krytykuję wcale tej mieszanki szalonego naukowca i Sherlocka Holmesa jaką go uczyniono, a raczej te napompowaną i sztuczną postawę jaką ma w wielu sytuacjach. To po prostu wygląda karykaturalnie i śmiesznie. Tak jakby urwał się z wcześniejszego wieku, a nie przez lata żył w rozwijającej się społeczności, która powinna go całkowicie wchłonąć i zasymilować. Nie jest w końcu postacią, która przeniosła się w czasie, nie żył też w totalnym osamotnieniu. Przez wszystkie lata powinien był się nauczyć obcego akcentu i nie wyróżniania w tłumie, szczególnie, że wcale nie chce by jego sekret wyszedł na jaw. Koleś strasznie przypomina mi Ichaboda Crane'a z serialu Sleepy Hollow i nie mówię tego w pozytywnym sensie.

Druga sprawa jaka wydaje mi się totalnie bez sensu w kreacji Henry'ego to klątwa. W Amsterdamie bohater po prostu wracał do życia/zdrowia i co najwyżej mógł się obudzić w kostnicy. W Forever mamy tę dziwną sytuację, że jego ciało po prostu znika i odradza się w najbliższym zbiorniku wodnym...



Nie do końca rozumiem pomysł jaki stoi za nieśmiertelnością Morgana i o ile w Detektywie Amsterdamie nieśmiertelność zupełnie nie gryzła mi się z realizmem świata, to w przypadku Forever po prostu mam czasem ochotę spytać: WTF?! i podrapać się po głowie. Bo niby jak uderzenie pioruna i wyrzucenie za burtę daje magiczne moce? Na czym to polega? Czy to już tak na zawsze? Czy kluczem jest woda, czy piorun? Nie wiem jak wy, ale ja czuję się trochę tak, jakbym oglądała ekranizację komiksu.


Scenarzyści po prostu poszli po najmniejszej linii oporu i zerżnęli najbardziej oklepany motyw zdobycia "magicznych mocy", zapewne licząc, że nikt nie będzie zadawał pytań. I o ile to, że sam Henry mało wie o klątwie i jej nie rozumie, pomysłem jest bardzo sensownym, to już sam przebieg wszystkiego był bardzo... lamerski.

Ostatecznie dużo szybciej i łatwiej przywiązałam się do Johna niż Henry'ego. Bo ten pierwszy wydawał mi się znacznie bardziej ludzki, mniej idealny i mniej wydumany. Punkt wędruje więc do Detektywa Amsterdama!



Runda III. Inne postacie 


Tu się streszczę, bo nie chcę wam zbytnio przybliżać fabuł obu serii. Postacie kobiece są raczej nudne zarówno w Forever, jak i Amsterdamie. Pani Doktor Sara Dillane (z Amsterdama) to najnudniejsza i najgorzej zagrana bohaterka, jaką można sobie wyobrazić. Nijaka aż do bólu zębów i zupełnie nieobchodząca widza. Do tego zadziwiająco marysuistyczna i drażniąca.  Nieco lepiej jest w przypadku detektyw Evy Marquez (z tego samego serialu), która mimo, że równie wyblakła aktorsko ma przynajmniej jakieś zalążki charakteru i choć czasami zdaje się, że istnieje tylko po to by dogryzać głównemu bohaterowi, to i tak ogląda się ją nie najgorzej. 

Podobnie można by powiedzieć o Detektyw Jo Martinez z Forever, która , czasem wykazuje się zadziornością i dzięki bogu nie istnieje tylko po to, by być drugą połówką głównego bohatera (powiedzmy). Ma też jakąś siłę sprawczą dla fabuły i oglądanie jej na długą metę nie jest aż tak bolesne. Trochę się też w serialu rozwija, co przyjęłam bardzo na plus.


Innymi postaciami, które łatwo będzie porównać są oczywiście Abe i Omar, którzy wydają się do siebie bardzo podobni. Nie będę tu analizować historii ich matek. Nie wiem czy jest  sens zagłębiać się też w analizę charakterów obu panów, bo obaj są wybitnym przykładem postaci wspierających, które mają wzbudzać sympatię, wydawać się życiowe i trzymać głównego bohatera w ryzach (i przy zdrowych zmysłach). Podzielę się jedynie moimi odczuciami co do zaprezentowania nam obu panów w serialu. W sumie o Omarze i Abie dowiadujemy się najwięcej z retrospekcji. W Detektywie Amsterdamie są one jednak znacznie lepiej poprowadzone, mniej pocięte i bardziej niespodziewane. To kim tak naprawdę jest dla Johna Omar nie jest rzucane nam przed oczy niedelikatnie i na odwal się, bo trzeba wprowadzić kolejnego bohatera, co zdarza się w przypadku Abe'a w Forever. 

Może jestem niesprawiedliwa, a może pokazanie tego wątku w Forever zwyczajnie straciło dla mnie na efektywności, bo... em... gdzieś już to widziałam? Omar wydaje mi się jednocześnie dużo bardziej barwną i pomocną postacią niż Abe, który miejscami istnieje tylko po to, by być miłym gościem przypominającym Henry'emu, że ma się taki wiek na jaki się czuje, a nie wygląda.  



W Forever pojawia się jednak postać, która swojego odpowiednika w Amsterdamie nie ma i jest to człowiek kryjący się za tajemniczymi telefonami (i przesyłkami). Osobiście uwielbiam ten koncept! Jest cudownie wymyślony i dodaje dużo smaczku do serialu. Sprawia, że przed bohaterem pojawiają się nowe dylematy. Głównie dzięki niemu punkty za postacie poboczne dostaje Forever.


Runda IV. Zagadki kryminalne


To będzie trudny wybór. O ile zagadki kryminalne w Detektywie Amsterdamie zestarzały się już dość znacznie, ale w 2008 stały na bardzo wysokim poziomie, to Forever prezentuje zrzyny z wielu innych proceduralni jakie już widzieliśmy. Na dodatek główny bohater ze swoją sherlockowatością rozwiązuje wszelkie problemy z niebywałą łatwością i nawet nie daje widzowi chwili na zastanowienie nad własną interpretacją, co to drażni. Sceny akcji w obu serialach są bardzo podobne i choć w wielu momentach w Detektywie Amsterdamie napięcie oparte jest w większym stopniu na emocjach bohaterów, a w Forever na samej akcji, to zaryzykuję stwierdzenie, że w obu przypadkach intrygi są dość podobne. W Forever finał prezentuje się jednak dużo bardziej sensacyjnie i wzbudza więcej emocji.

Jeśli miałby zdecydować wyłącznie na podstawie zakończenia pierwszej serii, który z seriali pozostawił mnie z większym niedosytem, to chyba jednak wybrałabym Forever. Co czyni go zwycięzcą dzisiejszego starcia.



Dlaczego Forever skasowano, skoro jednak jest lepszy od Amsterdama?

Na koniec refleksja, na którą próbowałam Was przygotować już na początku mego przydługiego wywodu. Paradoksalnie sądzę, że to nie przez podobieństwo do Amsterdama Forever straciło swoją szansę na długie goszczenie na naszych ekranach. Owszem twórcy Forever "zerżnęli" pomysł stacji Fox, ale dopracowali główne błędy tamtych scenarzystów. Wprowadzili ciekawy wątek antagonisty, odcięli motyw mdławego romansu i dołożyli więcej niewiadomych do tematu nieśmiertelności. Niestety w innych kwestiach przedobrzyli lub przegięli i tak dostaliśmy sporo elementów nie pasujących do logiki nakreślonego bardzo realistycznie świata. Kwiatki, takie jak cała sprawa klątwy, czy odradzania się w wodzie zdawały się zwyczajnie dziwne. Podobnie jak przerysowany główny bohater działały karykaturalnie na całą fabułę. Zabrakło też oryginalności w rysowaniu postaci pobocznych i konsekwencji w tym, czym właściwie ten serial chce być - nowym Sherlockiem Holmesem? kolejnym Bones? czy może odświeżonym Amsterdamem? Za dużo w Forever tego, co już widzieliśmy u innych.

Podobno nadal jest nadzieja, że jakaś inna stacja odkupi prawa do Forever. Sama nie wiem czy trzymać za to kciuki. Na miejscu scenarzystów na razie, na jakiś czas odłożyłabym temat nieśmiertelnych mężczyzn rozwiązujących kryminalne zagadki. To było modne w 2008, teraz na tapecie jest dużo ciekawszych tematów.


Jeśli chcecie się na ten temat pokłócić zapraszam do komentarzy lub na grupę Serialomaniaków, która zainspirowała mnie do tego tematu i w której ostatnio Forever był dość często na tapecie. 

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Dziękuję za pozostawienie komentarza. Twoje zdanie bardzo się dla mnie liczy, nawet jeśli różni się od mojego.

Popularne Posty

Obsługiwane przez usługę Blogger.