Chcecie zobaczyć rozkrajanie zmutowanych żab i przerabianie ich na
"mechanizmy"? Lub ludzi podłączających się "pępowinami" do
wymionopodobnych żywych padów? A może chcielibyście poznać popapranych
bohaterów, których intencje są od początku niejasne, a przy okazji przeżyć jakby-incepcyjną
przygodę? Jeśli tak, to eXistenZ jest dla Was!
Ja zachwyciłam się nim bez pamięci! To jeden z tych filmów, które ryją
banię zdecydowanie zbyt mocno, a jednocześnie nie są pozbawione sensu i
prowadzą do całkiem sensownej refleksji nad światem, ludzkim umysłem i
zagrożeniami przyszłości. Jednocześnie to produkcja ze złożoną, wielowymiarową
akcją oraz światowej sławy obsadą. Przyciąga choćby takimi znanymi nazwiskami
jak: Willem Dafoe, Jude Law, Ian Holm czy Christopher Eccleston.
Historia mieszająca w głowie
Nie chcę na wstępie zdradzić zbyt wiele, bo nie ma sensu psuć Wam zabawy.
Plusem filmu jest przede wszystkim niebanalnie i oryginalnie opowiedziana historia,
dlatego poważnym błędem z mojej strony byłoby streszczanie jej w jakikolwiek
obszerniejszy sposób. Powiem tylko, że cała przygoda rozpoczyna się jakby
wprowadzeniem, dzięki któremu dość szybko połapiecie z czym właściwie macie do
czynienia (wprawdzie potem możecie doznać małego zawirowania, ale film w sumie
znakomicie tłumaczy sam siebie).
(UWAGA małe SPOILERY)
Głównych bohaterów poznacie podczas prezentacji, a właściwie ekskluzywnych
testów, nowej gry o nazwie eXistenZ, której kreatorką jest niejaka Allegra
Geller. To ona jest kluczową postacią opowieści, ale nie koniecznie osobą, z
którą my, jako widzowie, możemy się utożsamić. Allegra może Wam się wydać dość
enigmatyczna i wycofana. Miejscami zachowuje się, trochę jakby była na ostrych
dragach lub miała jakieś zaburzenia... socjopatyczne. Zdecydowanie szybciej
przywiążecie się do "zwyczajnego" i nieco nerwowego Teda Pikula,
którego losy zostaną związane z losami Allegry i który stanie przed
niespodziewanym i trudnym zadaniem podążania za nią zarówno w grze jak i ... w
rzeczywistości.
Sama konstrukcja filmu jest szkatułkowa, poszczególne rzeczywistości i historie
następują po sobie w sposób logiczny. I choć przenikają się ich sensy i motywy,
to dość łatwo idzie zrozumieć, co jest czym i gdzie właściwie jesteśmy. Owszem
miejscami możecie mieć lekki mindfuck, ale jeśli widzieliście już Incepcję, to
raczej złożoność konstrukcji fabuły nie wywrze na Was jakiegoś drastycznego
wrażenia.
Film ma wprawdzie to do siebie, że zdarza mu się przedstawiać zjawiska,
sprzęty i różne dziwactwa bez wyjaśniania od razu czym one właściwie są. Trochę
na zasadzie "szok, a potem krok", najpierw daje nam jakiś koncept lub
przedmiot, który wywołuje zdziwienie, potem nas z nim oswaja, aż wreszcie w
pewnym momencie tłumaczy co i jak oraz pogłębia lub ponownie wykorzystuje dany
motyw.
To ciekawy zabieg, bo możemy sami przeanalizować obce nam elementy tego
szalonego świata i spróbować rozszyfrować ich zastosowanie czy cel, a
dopiero później zapoznać się z prawdą o nich i ich konkretną funkcją.
Cudowne paskudztwa!
Film prezentuje dość specyficzną dziwaczność. Znajdziecie w nim wiele
zarazem obrzydliwie odpychających i niesamowicie przyciągających kreatywnością
konceptów. Masa rzeczy wywoła w Was skrajne zniesmaczenie, ale w ostatecznym
rozrachunku będziecie chcieli więcej (no chyba, że macie słabe żołądki).
Wiecie, to trochę takie uczucie jak wtedy, gdy widzicie rozjechane zwierzę
na poboczu, albo obrzydliwą brodawkę na czyjejś twarzy i mimo że totalnie was
odrzuca, nie możecie przestać na to cholerstwo patrzeć.
Wiele rzeczy w eXistenZ jest przerysowanych. Krew jest bardziej czerwona i
zdarza jej się tryskać fontannami. Pady i łącza są wstrętnie organiczne, a
kościane przedmioty wyglądają jak coś, co mogłoby być częścią Obcego. Dodatkowo
wiele rzeczy wyda się Wam mieć wydźwięk niepokojąco seksualny (zarówno wprost,
jak i nie wprost). Pępowinowe kable, otwory łączące je z ludźmi, czy te nieco
"sutkowe" wyrostki na padach wzbudzają dziwne poczucie
niepokoju i jakiś taki chory rodzaj podniecenia, do którego zapewne nie
przyznacie się współoglądającym.
Film świetnie i konsekwentnie buduje swój klimat. A jeśli lubicie odrażające
klimaty, to z pewnością zakochacie się w "fabryce" i operacjach na
otwartym padzie.
Gra aktorska
Ktoś kto robił castingi do tego filmu przeszedł samego siebie. Zarówno
charakterystyczni aktorzy, tacy jak Willem Dafoe i Christopher Eccleston,
jak i Ci mniej rozpoznawalni - Jennifer Jason Leigh - radzą sobie
świetnie i są wiarygodni w swoich rolach. Wprawdzie z odtwórczynią głównej roli
przez jakiś czas miałam problem, ale wynikał on chyba raczej nie z kiepskiej
gry aktorskiej Jennifer Leight, a z niejasnego i niezrozumiałego dla mnie
zachowania samej Allegry Geller.
Nie jestem wielką fanką Jude'a Lawa, ale doceniam jego kreację Teda Pikula.
Zdecydowanie miał się chłopak w czym wykazać i dawał radę z
emocjami tak skrajnymi, jak roztrzęsienie i zimna krew, normalność-łagodność i
psychopatyczność, obrzydzenie i fascynacja oraz wszelakie mieszanki powyższych.
Wszystkie postacie były charakterystyczne, większość zapamiętywalna i nawet
jeśli nie miały największej roli w opowiadanej historii, to odciskały na niej
swoje piętno. Uwielbiam chińskiego kelnera i doktorków "nie
weterynarzy". Uwielbiam Leviego i Gusa, mimo że na ekranie byli tylko
przez chwilę.
Generalnie nie ma w tym filmie postaci, która nie wywołałaby we mnie
JAKIEJŚ emocji. I to powinna być dla Was najlepsza recenzja.
Ostateczna
refleksja...
.. będzie krótka - ten film jest dziwaczny, ale dziwaczny w sposób
pozytywny i oryginalny. Horrendalne i obrzydliwe rzeczy mieszają się tu z
całkiem mądrą końcową konkluzją.
Z wierzchu taka potrawka ze skrajności może się wydawać wstrętna i mało
zjadliwa - ale wierzcie mi, jak już zaczniecie, coś będzie Wam nakazywać brnąć
dalej.
Mam taką specyficzną formę oceny - jeśli po skończonym seansie odczuwam to
specyficzne poczucie niepokoju, jakby ktoś stał nade mną, wgapiał mi się w kark
i dmuchał na niego lodowatym oddechem, to wiem, że to był dobry film. I
eXistenZ to był dobry film.
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Dziękuję za pozostawienie komentarza. Twoje zdanie bardzo się dla mnie liczy, nawet jeśli różni się od mojego.